sobota, 7 lutego 2015

Wręgi, wręgi, nadal wręgi.

Dwudziesta trzecia wygoniła mnie z garażu, znaczy ze stoczni, do domu. A w zasadzie nie dwudziesta trzecia a skończenie węzłówek do wręg C i E. Listwy do obu tych wręg już przykręcone do płyty montażowej, jutro szlifowanie, mycie acetonem i klejenie. Plus wkręty oczywiście. Wręgi C i E mieszczą się na płycie montażowej razem także skraca to trochę liczbę operacji związanych z montażem, klejeniem i najważniejsze przenoszeniem do domu żeby klej mógł się właściwie utwardzić. Dobre i to.
Robienie wręg to odpowiednik fazy fundamentów przy budowie domu. Sporo podobieństw nie tylko ze względu na wstępną fazę prac i funkcje spełniane w kontekście konstrukcji. Podobne są także w tym, że przy fundamentach jest sporo pracy, mało wdzięcznej, mało widocznej jeśli chodzi o efekty i nie dającej jeszcze zbyt dużego poglądu na końcowy efekt. Ot parę rowków w ziemi zalanych betonem, sterczące w górę pręty i mnóstwo bałaganu wokół. W przypadku łódki to kilka ram z listew, desek, powzmacnianych w narożnikach. Stoi to to w różnych miejscach, w dowolnej kolejności i jakoś jeszcze daleko do wdzięcznej bryły której kształt budzi  dreszczyk emocji i daje nadzieje. Ale cierpliwości, jeszcze dwa, trzy dni ... no tydzień, i z dwuwymiarowych ramek, rameczek zacznę tkać szkielet który doda, jakże oczekiwanego, trzeciego wymiaru dla mojego dzieła.
Oczywiści teraz pomyślę o kolejnym małym kroku który trzeba zrobić jutro rano, a po nim o następnym. W końcu tak się buduje łódkę.
No i poniżej dwa zdjęcia dla udokumentowania tego, że coś się powoli dzieje.

Wręga Ci E jednocześnie budowana na płycie montażowej.

Szlifowanie górnego elementu wręgi C.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz